sobota, 30 czerwca 2012

Ciii.. Aniołki śpią!

Zainspirowana tym kursem na Drzemiące Anioły autorstwa już wspominanej Pani Moniki Madejek, ruszyłam z produkcją ;)
Pierwszy powstał "przy okazji", z resztek masy. Wyszedł nie za wielki, ok 15cm, robiony z pamięci, pod wpływem impulsu, więc proporcje ma co najmniej różne od oryginału ;)
Motywy kwiatowe (wszystkie) podpatrzyłam na Szablonerii.


Następny już większy, ok 22cm powstał z przeznaczeniem na prezent imieninowy dla znajomej mojej Mamy. "Od siebie" dodałam dodatkowe "piórko" ;)
 Złote przetarcia to kremowy złoty cień do powiek..

..a złote akcenty na motywie to konturówka do szkła.

..i w stanie surowym

Po jakimś czasie koleżanka poprosiła mnie o Aniołki dla swojej Mamy i Babci, również w drzemiącym stylu:
 ..ten strzeże snu Mamy

..ten strzeże spokoju Babci

..a tu jeszcze razem. 
Wysokość ok 18 cm, w przeciwieństwie do poprzednich, te się błyszczą lakierem akrylowym (poprzednie utrwalałam lakierem do włosów :P)

A na koniec mój najpierwszy drzemiący Aniołek, zaraz po swoim chrzcie, prawie rok temu..
.. jakby nie patrzeć, to też moje dzieło :) i jest się czym chwalić!

piątek, 29 czerwca 2012

ładne kwiatki ;)

Od jakiegoś czasu chodziły za mną te kwiatki.. widziałam je na wielu blogach, również zagranicznych -  głównie jako poduszeczki na szpilki ;) ale chyba najbardziej podoba mi się, jakie pomysły na nie mają Llooka i Marzena. W moim wydaniu to dzianinowa broszka o 6 płatkach, średnicy ok 5 cm:


Potem uznałam, że potrzebuję małej torebeczki, docelowo przewieszanej przez ramię na skos, obecnie jeszcze jest "do dłoni" ;) nie ma też póki co zapięcia, ale jeszcze się doczeka. Wykrój pochodzi z Tildowego wydania "Primavera", choć trudno w nim dopatrzeć się podobieństwa do oryginału.. nie jestem jeszcze wprawiona w szyciu na maszynie, więc krzywe to wszystko i kanciaste, a jednak cieszy mnie i tak! Torebeczka nie jest usztywniona i wypycha ją zawartość (to następnym razem), co potęguje wrażenie niezgrabności :)


Ozdobiłam ją kwiatkiem - tym razem ośmiopłatkowym - z materiału tego samego co podszewka, czyli starej poszewki na kołdrę. Nie muszę chyba dodawać, że torebka jest z nogawek starych sztruksów? :)


 Do towarzystwa dorobiłam drugiego kwiatuszka, z którym jeszcze nie wiem co zrobię..


 ..a potem jeszcze dwa z resztek. I tak się razem walają po kątach.. ;)


W trakcie szycia torebki moja kochana maszyna znów mnie zaskoczyła fochami, więc dokańczałam ręcznie. Kwiatki wszystkie też są ręcznie - jakoś tak jest szybciej ;)

piątek, 22 czerwca 2012

rysunkowo wspomnieniowo

W liceum wciągnęłam się w fantasy. A, że miałam więcej czasu na głupoty..




na studiach moje zainteresowania "dojrzały" do tematyki wampirów ;)
Lestat :>

Patrzę wstecz, kręcę głową, śmiejąc się pod nosem :)

czwartek, 21 czerwca 2012

kwiatowo broszkowo

Nadarzyła się okazja (Dzień Matki), to zrobiłam.. najpierw jedną, z myślą o Mamie
potem następną, z myślą o Teściowej
a potem jeszcze dwie, bo akurat gościły u rodziców dwie Ciocie

i jeszcze jedna, bo miałam materiał ;)
wyszła koślawie, bo materiał był bardzo pognieciony - właściwie to wstążka z mojego bukietu  ślubnego, którą przechowałam, ale wcześniej wyprałam... taak..
Ponieważ na prezent się nie nadawała, ozdobiła kapelutek Córci:
 i na modelce ;)

..i wszystkie razem - tu widać prawdziwe kolory:

..a potem powstała jeszcze jedna, bo Mama ostatnio przestawiła się z brązów na fiolety..
aha, te bordowofioletowe to też z materiału ozdabiającego kwiatową kompozycję na nasz weselny stół.. ale tego nie prałam ;)

niedziela, 17 czerwca 2012

samo szycie ;)

Trochę się z tym zbierałam, ale chyba już pora pokazać efekty mojej pierwszej przygody z maszyną do szycia. No, drugiej, pierwsze były zasłony ;) Zachwycona Tildą musiałam spróbować! Tremę mam, bo wyszło paskudnie koślawie, przynajmniej jeśli chodzi o anioła - z królika jestem umiarkowanie kontenta :P

To zacznę od niego, zresztą on też był moim pierwszym maszynowym szyjątkiem. Odkąd zobaczyłam wspaniałe króliki Pani Moniki zapragnęłam ozdobić takim cudeńkiem pokoik mojej córeczki. Niestety, się nie przelewa, zakup to byłaby w oczach świata fanaberia ;) ale przecież ręce mam, materiały u mamy w szafie się kurzą, poczekałam tylko na maszynę w prezencie urodzinowym obiecaną.. no i siup!

Pod spodem ma długie galotki zrobione z przyciętego rękawa zwiewnej bluzki, z kiecki zadowolona nie jestem, ale zmieniać nie mam zamiaru. Uszy przyszyte co najmniej nagannie. Na wypchanie poświęciłam ozdobny jasiek. Jest też kapelutek, ale kiepsko się układa więc królik w akcie solidarności z dzieckiem konsekwentnie pozbywa się nakrycia głowy. Daleko mu do ideału (czytaj: do królików Pani Moniki), ale córcia go lubi, czego dowodem czekoladowe znamię na łapce :)

Potem przyszła pora na aniołka. Podobnie jak królików, wiele ich w sieci, ale tak jak króliki tylko Moniki, tak anioły tylko Agaphciowe. Na te tym bardziej nie mogę sobie pozwolić, ale na próbę uszycia własnego w podobnym stylu (podobnym, czyli w nie-tildowym ubranku.. chyba dokonałam nadużycia :)
Anioł koślawy, wypchany watą -okropność!- ale od początku szyty z sercem bo z przeznaczeniem na prezent dla Mamy na Dzień Matki. O taki o:
kiepska jakość bo na świerzo komórką :/ 

w miejscu przeznaczenia :)
Ubranko 100% recyklingowe: nogawki ze skracanych dżinsów i stara poszewka na poduszkę, skrzydełka z wyściółki pudełka po komplecie filiżanek. Włosy też budżetowe - ciekawe czy ktoś zgadnie z czego? ;>
Powyżej widać też broszkę stanowiącą uzupełnienie prezentu, ale o tym  następnym razem..

środa, 13 czerwca 2012

więcej posolonych

Kontynuuję wątek masosolny, bo chciałam przedstawić resztę mojej słonej ekipy. Na rozgrzewkę wspomniane kotki - magnesy. Miałam je jeszcze pomalować, ale chyba nic z tego nie będzie. Kształty starałam się wykroić "z głowy", ale potem odkryłam, że musiałam się inspirować tym kotkiem :)

Do anielskiego grona dołączyły:



Oraz parka dla siostry i szwagra
wszystkie inspirowane aniołkami Smili, ale każdemu starałam się dać coś od siebie tylko.. nad własnym stylem jeszcze pracuję ;)
Niedawno zrobiłam jeszcze dwie ciut mniejsze parki na prezenty ślubne, wyszły naprawdę fajnie, ale.. podłączyłam aparat do zawirusowanego komputera i wszystkie zdjęcia przepadły :/ Pozostaje mieć nadzieję, że nowi właściciele się zlitują i dostanę od nich zdjęcia ;)
.. i jeszcze nie mogę się powstrzymać przed pokazaniem tych zdjęć: 



Aż żałuję, że je pomalowałam.. też tak macie? :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

masowo, solennie ;)

Teraz gwałtowny przeskok do następnej gałęzi moich zainteresowań - masy plastyczne. Jak na razie sama bawię się tylko w  masie solnej, inne tylko podziwiam. Mam jednak marzenie, żeby kiedyś zainwestować w zestaw do stworzenia figurki z masy polimerowej. Bardzo pociąga mnie rzeźbienie, dłubanie w masie i wydobywanie spod własnych dłoni wizerunku ludzkiej twarzy. Lata temu potrafiłam ukształtować tak  masę solną, może kiedyś ją odnajdę to się "pochwalę" ;) A może niedługo znów spróbuję z twarzą..
Póki co zaraziłam się robieniem masosolnych aniołków, ale w międzyczasie powstał też baranek a nawet małe płaskie kotki jako magnesy na lodówkę. Ale dziś pokażę moją anielską gromadkę:

Zaczęło się od pomysłu na prezent urodzinowy dla Mamy, luźno inspirowany kursami Pani Moniki Madejek znalezionymi na Cafeart. Jak się napatrzyłam na te cuda to aż mnie świerzbiło, żeby wsadzić łapy w masę, a że nie miałam żadnych farb posłużyłam się tym, co każda kobieta ma - cienie do powiek i konturówki ;)


Potem zachwyciłam się tymi, odnalazłam u rodziców akwarelki i oto efekt:

Pierwszy z nich jest dla mojej córci, drugi strzeże snów córeczki naszych przyjaciół.
A ten poniżej powstał z myślą o mojej utalentowanej szwagierce Kasi, która tworzy cuda ze szkła. Już na dobre rozgościł się w jej pracowni :) Tutaj można zobaczyć tylko wycinek tego, do czego Kasia jest zdolna, mam nadzieję, że znajdzie czas na prowadzenie swojego bloga, bo ma naprawdę dużo do pokazania.

Oho, Julka włączyła syrenę alarmową, reszta musi  zaczekać! ;)

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Perłowe fascynacje ;)

Kilka lat temu dowiedziałam się, że nowa znajoma robi biżuterię z koralików. Tak mnie oczarowały jej małe cudeńka, że, oprócz zakupów oczywiście, dokonałam odkrycia: przecież ja też mogę! Pierwszą rzeczą po powrocie do domu było sprawdzenie tej teorii w praktyce. Pochwyciłam perełki i drucik ozdabiające niegdyś bukiet ślubny siostry (a przezornie przeze mnie zachowane) i skręciłam coś takiego:
Bigle przechwyciłam z jakichś innych kolczyków. Kompletem kolczyki + zawieszka "uszczęśliwiłam" oczywiście siostrę :) Dodam na usprawiedliwienie, że o istnieniu techniki wire-wrappingu nie miałam wówczas zielonego pojęcia, ani o internetowych kursach tworzenia biżuterii :P
Potem zrobiłam przegląd szuflad i szkatułek oraz drobne zakupy koralikowo-półfabrykatowe i powstało wiele innych, różnorodnych egzemplarzy, które wciskałam na różne okazje mamie, siostrze i koleżankom :)
A że zaczęło się od perełek, to pociągnę dziś ten temat i pokażę kilka późniejszych prac w tym temacie:

Kolczyki


do tych powstał jeszcze naszyjnik:
a potem w wersji hematytowej:
I na koniec komplet z bransoletką:


Ten ostatni jeszcze mam, chce ktoś? :)