środa, 9 lipca 2014

Korona dla Jubilatki

Ale mam zaległości..! :P Co się będę tłumaczyć, wszyscy wiedzą jak jest ;) Właśnie zobaczyłam datę ostatniego posta i to mnie zmobilizowało. Po sprawdzeniu dysku okazało się, że mam nawet gotowe zdjęcia, no to siup:
Na trzecie urodziny mojej Julci przygotowałam m.in. koronę (oryginalne że hej!).  Te urodziny były pod koniec marca..



..ale korona nadal w użyciu, znaczy, że się podoba :)
Następnym razem pokażę prezent "właściwy". Mam nadzieję, że niedługo :)

piątek, 2 maja 2014

Myszki dwie

Mniej więcej w czasie, gdy publikowałam poprzedni post, powstały czapeczki na sezon wiosna/jesień.
Taa, wiem.. mam taki poślizg w blogowaniu, zarówno czynnym, jak  i biernym, że uzbierało mi się niemal 800 nieprzeczytanych postów.. :0
Geneza:
Spacer. Julka w berecie (na zimową czapę uszatkę już za ciepło), uszy wciąż na wierzchu, a jak  nie uszy to czoło i odsłonięte zatoki. Każda matka ma jakiegoś fioła, ja mam na punkcie uszu i zatok właśnie. Trybi-trybi "to może samej uszyć.." trybu-trybu "taka nie za ciepłą, ale na uszy i głęboko na czoło.." tryb-tryb-tryb "jak Myszka Minnie nie przymierzając. No kurcze, uszy przecież też można!"
Jeszcze tego samego dnia los czarnych ciążowych legginsów został przesądzony. Następnego zaś prototyp okazał się za ciasny na trzylatkę i dostał się w spadku młodszej siostrze. Zatem przesądził się los czarnego T-shirtu, z którego akurat wyrosłam :) Przy okazji olśniło mnie, że kiedyś koleżanka obdarowała mnie  w celach recyclingowych czerwoną piżamą w kropki - ideolo! Szyjąc drugi egzemplarz dopracowałam ten dziubek na środku, w pierwszej przy odszywaniu się zgubił..
Bardzo trudno o zdjęcia na modelach żywych, kto próbował, ten wie ;) W każdym razie przy poprawnym nałożeniu czapy, uszy stoją.
Na koniec nadmienię, że wszystkie babcie na dzielni się oglądają, a co śmielsze sąsiadki czynią sympatyczne uwagi. Właścicielkom też się podoba. Zwłaszcza Julia domaga się czapy nawet gdy pogoda nie wymaga, natomiast Ania wyjątkowo rzadko ją zrywa, w stosunku do innych czapek :> Ja zaś najbardziej jestem zadowolona z tego, że spełniają swoją funkcję i nie muszę co chwila czapek dzieciom poprawiać.
Uszyte na maszynie, ręczne wykończenie uszu (pikowanie?), pomysł i projekt mój, inspirowany postacią z popularnej kreskówki :)

Pozuje tylko jedna i ta sama myszka. Druga na zdjęciach wychodzi rozmyta ;)
EDIT: Dla tych, co lubią te klimaty - patrzcie, co ta Martyna znowu wymyśliła! klik :)))

poniedziałek, 24 marca 2014

Owca stojąca

Właśnie się zorientowałam, że mniej więcej rok temu też powstała owca :)
Ta dzisiejsza uszyła się jeszcze w lutym, i to w pierwszej połowie lutego - takie mam tempo publikowania :) To nie koniec podobieństw - uszyte są dokładnie z tej samej pieluchy i szmatki, tylko pyszczek tym razem jest z mikrofazowego prześcieradła (tamta ma z surówki). Szyta jest też wyłącznie ręcznie, ale tym razem trochę dłużej ;)
Posiłkowałam się tym tutorialem. A następnego dnia przyjrzałam się wykrojowi z tego  - widzicie to? I pomyśleć, że dysponując ok 3-4 wersjami wykroju na tę zabawkę, przypadkiem wybrałam sobie najbardziej skomplikowany :P nic to, mam teraz ambicję zrobić po jednej z każdego ;)
Aha, panna jest niziutka, ma 15 cm wzrostu. Spódnica jest z koła, jakaś taka za długa na tutu, żeby nazwać ją baletnicą, więc dałam jej na imię Marylin :>
Zrobiłam ją dla siebie. Nawet nie próbuję tym razem oszukiwać siebie, że dla dziecka. Jest krzywa, "wyszczerzona" (szew na pysku daje wrażenie zębów barrakudy), ale jest moja własna i ją lubię :)
Lejdis end dżentlmen, Marylin!


piątek, 7 lutego 2014

Nadrabiam vol.5 (tildowy aniołek)

Moja Mama obchodziła niedawno okrągłe urodziny. W ostatniej chwili wpadłam na pomysł, żeby jako dodatek do prezentu podarować aniołka. Ciałko miałam gotowe, bo taki maluch łaził za mną od dawna. Natchnęły mnie oczywiście anioły Agaphci - ta kobieta dodaje mi skrzydeł :)
Tym razem naprawdę przyłożyłam się do ubranka i detali. Tu koralik, tam siedem ;) I ze skrzydłami poszalałam, a co! Nadłubałam się co prawda przy takich małych tildowych, ale po ubraniu golasa uznałam, że stara flanela nie pasuje do perłowo-złotej "skóry" :P
Jak wspomniałam, był to dodatek do prezentu głównego - torebki, i do tej torebki się łatwo zmieści - ma 21 cm wzrostu :> Szyty całkowicie ręcznie.
Nieskromnie uważam go za moje koronne dzieło. Jak dotąd. :>










czwartek, 6 lutego 2014

Nadrabiam vol.4 (lala dla Julci)

Wspomniałam już, że uszyłam coś Julce na Boże Narodzenie. Lalkę. Ale nie byle jaką. To musiała być specjalna lalka, która miała zastąpić porcelanową, a którą obiecałam uszyć natychmiast po tym, jak porcelanowa straciła twarz.
Lalka musiała pasować do stroju i akcesoriów, planowałam też wykorzystać włosy poprzedniczki - na szczęście były peruką na siatce przyklejoną do głowy. Po pół roku od nieszczęśliwego wypadku oryginału udało mi się wreszcie zrealizować obietnicę. Był to projekt zakrojony na ogromną skalę. Zanim się do niego wzięłam przewertowałam internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu instrukcji szycia idealnych lalek. Koncepcja nóg zmieniała się kilka razy, marzy mi się lala stojąca, ale tu stopki musiały się zmieścić w małe buciki, więc chciałam im nadać chociaż ładny kształt..hm..no, chciałam :) Stałymi punktami były tylko: głowa - dynia i ręce - z przeszytymi paluszkami. Wykrój poprawiałam kilka razy, żeby strojna błękitna suknia układała się jak najładniej. I co? Gucio. Wyszła za chuda, suknia na niej wisi (dlatego zdjęć nie będzie), więc dostała nowe, współczesne ubranko. Tak współczesne, że top pozbawiony jest wykończeń i może też pełnić rolę sukienki/tuniki. Głowa wyszła też średnio, ale nie jest AŻ TAK nieforemna jak na zdjęciach. Serio.
Najważniejsze, że Julce się podoba i Lala zjeździła z nią już pół województwa (w wielkim zaokrągleniu).
Zadowolona jestem z twarzy - wyszywałam ją bez żadnego szkicu, zupełnie od czapy. Oczkom dodałam granatową nitkę - tak, tak, ma tęczówki! ;)
Mam oczywiście w planach uzupełnienie garderoby Lali. Jak też Królika , którego niezdejmowalne ubranko okazało się zdejmowalne, jeśli zlecić to małej dziewczynce - jest okazja poszaleć :) I potrenować, bo nie ukrywam, że ubrania moich szyjątek to najbardziej niedopracowany element całości. Ale przy ostatnim projekcie naprawdę się przyłożyłam! O tym następnym razem, a tymczasem - Panie i Panowie, LALA:


środa, 5 lutego 2014

Nadrabiam vol.3 (szyjogrzeje)

...a jeszcze przed Bożym Narodzeniem uszyłam polarową chustkę na szyję. Miała być dla Ani, ale okazała się za szeroka na niemowlaka. Dostała ją więc Julka. Okazała się za szeroka również na niemaltrzylatka, ale i tak ją nosi.
 Dla Ani skroiłam już nową, mniejszą, ze ścinków po tej pierwszej, wzorując się na fasonie Martyny, o tym tutaj. Oczywiście jeszcze jej nie pozszywałam, może w czerwcu...


Btw, uszyłam ją z czapki reklamowej pewnej czekolady z mleka fioletowych krów, więc i czapka jest fioletowa, a nie niebiesko-popielato-niewiadomojaka, jak twierdzą zdjęcia. Musiałam też przykryć biały napis na samym środku, zwłaszcza, że był do góry nogami. Szukając jakiejś fajnej aplikacji, w folderze z inspiracjami znalazłam zdjęcia karuzelki z filcowymi zwierzaczkami - miś podpasował mi idealnie figurą i słodkością, ale kolorystycznie już nie teges. No ale skoro to odzienie zimowe to i polarny bardziej pasuje od baribala, nie? Niestety nie mam linku do źródła, ale zaznaczam, że wzór nie mój. Wykrojony oczywiście z tej samej flanelowej pieluchy, z której jest lewa strona chustki, a która została mi jeszcze po tej owcy.

A skoro o Świętach i szyjogrzejach mowa, to taki otulacz wydłubałam na palcach:


Dostał się mojej Mamie :)

wtorek, 4 lutego 2014

Nadrabiam vol.2 (Anioł)

Wspominałam poprzednio, że zachowały się dwa aniołki z zabaw (a raczej rzucanych mi wyzwań) z masą solną. Oto pierwszy z nich. Już dawno miałam ochotę wydłubać twarz 3D i tak mi to wyszło:



W trakcie pracy uznałam, że ten anioł ma jakiś taki ciążowy charakter,więc złapał się za wystający brzuszek i dostał misję: "Będziesz wspierał Mamę i Synka, którzy bardzo potrzebują teraz anielskiej opieki". Po wyjęciu z pieca stwierdziłam zapadnięcie brzuszka oraz urok, którego nie trza psuć. Pozostał więc taki sote. Pilnuje mojej Przyjaciółki i jej Brzuszka :)

poniedziałek, 3 lutego 2014

Nadrabiam.. vol.1

Ja wiem, że późno, że już dawno wszyscy zapomnieli, ale skoro wreszcie zgrałam zdjęcia i nawet poddałam je pewnej obróbce, to pokazuję.

Na Dzień Babci i Dzień Dziadka zrobiłyśmy z Julką, przy głośnym dopingu Ani, masosolne duperele. Choć nie, nie tylko dopingu, Ania też przyłożyła do tego swoją rękę :)
Córka moja starsza podłapała bakcyla i od tamtej pory codziennie musimy zrobić mase. Na szczęście już drugiego dnia poszłam po rozum do głowy i, miast utrwalać wiekopomne dzieła potomkini, większość zagniatałam z powrotem i do worka (a potem do słoika - racjonalizatorski pomysł mojej córki!). Najpierw było ja chce robić kształty, czyli odbijać w masie foremki do ciastek. Ale wkrótce zmieniło się na zrobiś mi aniołka taaak?, z czego zachowały się dwa. Potem Julka rozwinęła swą inwencję i weszłyśmy w stadium mamo ja chce sowe!. Sowy zrobiłam w sumie dwie, śliczne!. Powędrowały na kaloryfer, skąd niestety szybko spadły. Tzn nie spadły, zostały zdarte. Zniszczone. Na śmierć.
Od tamtej pory każdy kolejny ślimak/aniołek/dinozaur (bo inwencja Julki stale się rozwija) ląduje z powrotem w słoju, bo po co mam cierpieć ;)
.. a sowę to ja sobie jeszcze zrobię, tylko po kryjomu ;>

Poniżej efekty naszej współpracy:
dla Babci aniołek - ja nadałam kształt i kolor a Julka fakturę i teksturę.


Niestety przy wręczaniu Ani się upuściło torebeczkę , a że docisk to Julka ma niezły, w newralgicznych punktach się rozczłonkował.. Poratował nas klej na gorąco, i to dwukrotnie, bo nazajutrz Julia testowała wytrzymałość nowego łączenia i nie zdał.

A dla Dziadka taka pamiątka:


Julka rokuje na fankę StarTreka ;) ...albo hip hopu :O 

A to to wygląda jak drewienko - zadumał się Dziadek..

A już wkrótce reminiscencja jeszcze wcześniejszych świąt - muszę się pochwalić co uszyłam dziecku na Gwiazdkę ;)