Właśnie się zorientowałam, że mniej więcej rok temu też powstała owca :)
Ta dzisiejsza uszyła się jeszcze w lutym, i to w pierwszej połowie lutego - takie mam tempo publikowania :) To nie koniec podobieństw - uszyte są dokładnie z tej samej pieluchy i szmatki, tylko pyszczek tym razem jest z mikrofazowego prześcieradła (tamta ma z surówki). Szyta jest też wyłącznie ręcznie, ale tym razem trochę dłużej ;)
Posiłkowałam się tym tutorialem. A następnego dnia przyjrzałam się wykrojowi z tego - widzicie to? I pomyśleć, że dysponując ok 3-4 wersjami wykroju na tę zabawkę, przypadkiem wybrałam sobie najbardziej skomplikowany :P nic to, mam teraz ambicję zrobić po jednej z każdego ;)
Aha, panna jest niziutka, ma 15 cm wzrostu. Spódnica jest z koła, jakaś taka za długa na tutu, żeby nazwać ją baletnicą, więc dałam jej na imię Marylin :>
Zrobiłam ją dla siebie. Nawet nie próbuję tym razem oszukiwać siebie, że dla dziecka. Jest krzywa, "wyszczerzona" (szew na pysku daje wrażenie zębów barrakudy), ale jest moja własna i ją lubię :)
Lejdis end dżentlmen, Marylin!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz